Kolaż archiwalnych fotografii. Pomiędzy budynkami: białostockiego Ratusza, elektrowni i Hotelu Ritz napis: Spacery
Na białym tle graficzny rysunek dwupiętrowej kamienicy
kamienica troppów na ul. lipowej 33
Falicja Raszkin – Nowak choć urodziła się i do wojny mieszkała w Warszawie była córką białostoczan. Jej mama Betty Szapiro wychowywała się na Lipowej 33 zaś tato Jakub Raszkin przy Rynku Kościuszki 8. Małżeństwo przyjeżdżało więc regularnie do rodzinnego miasta a najwcześniejsze wspomnienia Felicji łączą się właśnie z mieszkaniem babci Marii, które mieściło się w okazałym domu przy Lipowej 33.
Cała kamienica była spadkiem rodzinnym po pradziadku Felicji Osippie Troppie, który dorobił się sporego majątku – miał tartak i zajmował się handlem drewnem. Gdy pradziadek zmarł mieszkania w kamienicy przeszły w ręce jego dzieci. Tak więc od wczesnego dzieciństwa Felicja miała kontakt ze wszystkimi niemal kuzynami. Mieszkanie babci Marii mieściło się na pierwszym piętrze i we wspomnieniach wnuczki było miejscem magicznym. Duże, jasne wypełnione książkami i cennymi pamiątkami rodzinnymi. Mieszkali tam również: młodszy brat babci – nieco tajemniczy, zwykle bardzo zapracowany, inżynier Mojsiej Tropp oraz kochany wujek – esperantysta i dziennikarz – Jakub Szapiro z żoną i synkiem. Wizyty i atmosfera domu babci stanowiły podwaliny szczęśliwego dzieciństwa Felicji.
Gdy wybuchła wojna i Niemcy zajęli Warszawę Felicja wraz z rodzicami uciekła do Białegostoku. Wydawał się on miejscem bezpieczniejszym, choć też pod okupacją: sowiecką. Jak się okaże nie na długo.
Kamienica na reprezentacyjnej ulicy miasta stanowiła łakomy kąsek dla wszystkich okupantów. Najpierw przejęli ją częściowo Sowieci a w 1941 roku Naziści. Felicja, już wówczas nastolatka, na własne oczy widziała grabież pięknych, babcinych mebli gdańskich. Niemcy zarekwirowali też niezwykle bogatą bibliotekę wujka Jakuba.
W swoich wspomnieniach Felicja napisze: „Nic nie pozostało z przytulnego mieszkania, w którym każdy kąt, każda szparka były mi dobrze znane od dzieciństwa.”
czytaj więcej
Na niebieskim tle biały rysunek kamienicy z wieżyczką
pałac nowików
Sąsiadujący bezpośrednio z kamienicą Troppów pałac rodziny Nowików a raczej jego podwórko zapisał się w pamięci Felicji jako miejsce najwspanialszych zabaw lat dziecinnych. Dziewczynka wraz z gromadą innych dzieciaków z sąsiedztwa przełaziła przez ogrodzenie do ogrodu sąsiadów, gdzie harcom nie było końca. W podwórku tej posesji miał też piekarnię niejaki Chackiel, który sprzedawał swoje wypieki w małym sklepiku od ulicy Lipowej. Zapach białysów, bułeczek i bajgiełków roznosił się po całym podwórku. Synowie Chackiela, wiecznie umorusani mąką, byli wiernymi towarzyszami zabaw Feli.
Pałac Nowików wybudowany w 1910 roku przez Chaima Nowika, właściciela fabryki kapeluszy, był jedną z najpiękniejszych rezydencji w mieście. Niestety rodzina Nowików dotknięta osobistymi tragediami i kryzysem światowym, nie była w stanie utrzymać fabryki a i mieszkania w pałacu przy Lipowej były wynajmowane. W 1939 roku mieścił się tutaj Sztab Obrony Białegostoku. Do dzisiaj pałac stanowi własność Wojska Polskiego i mieści się w nim Wojskowe Centrum Rekrutacji.
W 1941 roku budynek został przejęty przez Niemców i przeznaczony na siedzibę Czerwonego Krzyża. Felicji, którą, jak sama wspominała,” ciągnęło na Lipową”, udało się tam dostać pracę w początkach okupacji. W pięknym, wysokim mieszkaniu zamieszkało 12 niemieckich sióstr Czerwonego Krzyża. Felicja pastowała im buty, froterowała podłogi oraz pomagała w kuchni. Nie potrwało to długo – wkrótce siostry przeniosły ją na dworzec kolejowy, gdzie była bardziej potrzebna.
czytaj więcej
Na białym tle graficzny rysunek dworca. Fasada z wejściem do budynku
dworzec kolejowy w białymstoku
Od kiedy przez Białystok, w 1862 roku, przeszła pierwsza linia kolejowa, budynek białostockiego dworca był świadkiem wszystkich bodaj historycznych wydarzeń. Tędy przemieszczało się wojsko od czasów carskich po wojny światowe. Tutaj witano Marszałka Piłsudskiego i tędy transportowane tysiące ton towarów, które tworzyły fortuny okolicznych fabrykantów. Kilkukrotnie palony, grabiony, ale do dziś istniejący dworzec z czasów carskich był też miejscem pracy naszej bohaterki. Felicja pracowała w dworcowym punkcie Czerwonego Krzyża do lutego 1942 roku. Była to praca zmianowa, bardzo ciężka fizycznie. Jedna zmiana trwała 12 godzin.
Podstawowym zadaniem tego punktu było karmienie przejeżdżających pociągami niemieckich żołnierzy. Transporty przemieszczały się nieustannie – po wydaniu zupy należało zmyć ręcznie setki talerzy. W przerwach między transportami trzeba było wyczyścić kamienną, dworcową podłogę, umyć okna i wszystkie sprzęty.
Zatrudnieni Żydzi pracowali za wyżywienie dla siebie i dodatkowe porcje, które mogli wynosić dla swoich bliskich do getta. Były to piętki, które zostawały z maszynowego krojenia chleba, pożywna, mięsna zupa, niewielkie ilości cukru czy ryżu. Felicja zapewniała jedzenie całej rodzinie, ale tym samym codziennie wystawiała się na wielkie niebezpieczeństwo. Obowiązywał bowiem zakaz wnoszenia jedzenia do getta, rewidowano i bito złapanych na gorącym uczynku. Trzeba było to robić bardzo sprytnie.
Szmugiel jedzenia był obarczony ryzykiem, ale praca choć ciężka, dawała Felicji coś więcej. Była to możliwość wychodzenia z getta, kontakt ze światem, oderwanie się choć na kilka godzin od szarości i nędzy skazanej na wegetację dzielnicy zamkniętej.
czytaj więcej
Na niebieskim tle biały rysunek dwupiętrowej kamienicy
lipowa 31. kamienica z zakładem fotograficznym
Kiedy Felicja miała kilka lat, była słodką blondyneczką z loczkami niczym sprężynki. Pewnego razu babcia Maria udała się z nią do pobliskiego fotografa, aby zrobić wnuczce pamiątkową fotografię. To duże, portretowe zdjęcie istniało w dwóch egzemplarzach. Jedno, co oczywiste, ozdabiało salon babci, drugie przez wiele lat wisiało za szybą zakładu białostockiego fotografa. Lata później, Felicja jako nastolatka spacerująca po Lipowej z koleżankami, wciąż oglądała swoją dziecięcą podobiznę w witrynie fotografa.
Ten sam lokal pojawił się we wspomnieniach Feli w znacznie smutniejszych okolicznościach, w czasie okupacji.
W grudniu 1942 roku, w ramach Akcji Reinhardt znikały w komorach gazowych Treblinki kolejne żydowskie społeczności Białostocczyzny. Zdając sobie z tego sprawę przyjaciele rodziny Troppów postanowili spróbować wyciągnąć Felicję z getta. Była to chrześcijańska rodzina pana Piotra spod Białegostoku, która przyjaźniła się jeszcze z pradziadkiem Felicji. Powstał plan, zakładający, że wyjedzie ona na roboty w głąb Niemiec na aryjskich papierach. Felicja wyszła na jeden dzień z getta, aby poznać założenia jej ratunku. Spotkała się z koleżankami i właśnie wtedy poprosiła je, aby zrobiły sobie wspólne zdjęcie u tego samego fotografa, u którego przez lata wisiał jej dziecięcy portret. Była to dla, wówczas 18-o letniej dziewczyny, mała namiastka normalności.
Ostatecznie wtedy Felicja nie zdecydowała się na opuszczenie getta i pozostawienie w nim mamy, babci i reszty rodziny.

czytaj więcej
Na białym tle graficzny rysunek dwupiętrowej kamienicy
ul. nowy świat 10
Podczas okupacji sowieckiej mieszkanie na ul. Lipowej 33 zostało znacjonalizowane, czyli przejęte przez państwo. W kamienicy dziadka Troppa a w zasadzie w jej oficynie pozostać mógł tylko wujek Felicji: Jakub Szapiro wraz z żoną i synem. Władze sowieckie w zamian za odebrany dach nad głową przydzieliły rodzinie czteropokojowe mieszkanie przy
ul. Nowy Świat 10. Ten konkretny dom nie przetrwał wojny, ale wciąż istnieje, niemal vis a vis, oryginalna i doskonale odrestaurowana przedwojenna kamienica. Z pewnością Felicja widziała ją z okien i codziennie obok niej przechodziła…
Po wkroczeniu Niemców do Białegostoku (27 czerwca 1941) bardzo szybko okazało się, że mieszkanie na Nowym Świecie znajduje się w obszarze przeznaczonym na getto. Przeprowadzili się tam więc wszyscy kuzyni i rodzina. 11 osób zamieszkało w czterech pokojach, przy czym kuchnię i łazienkę dzielono z inną rodziną. Jednak bardzo szybko, bo już 12 lipca rozegrał się w Białymstoku dramat tysięcy rodzin. W tym rodziny Felicji Raszkin. Oto w piękną, słoneczną sobotę, nad ranem okupanci zablokowali cały kwartał od Lipowej: ulice Polną, Nowy Świat, Różańską i inne przecznice. Niemcy wchodzili do mieszkań i wyciągali z nich mężczyzn - nie można było z tego potrzasku uciec. Wtedy to po raz ostatni Felicja widziała swojego ukochanego tatę. To on otworzył drzwi mieszkania w odpowiedzi na ordynarny łomot. Jak napisała: „brutalne raus miało go strącić w ciemność”. Tego dnia ojciec Felicji podzielił los 3 tysięcy złapanych mężczyzn, których Niemcy rozstrzelali w lesie i na polach Pietraszy. Wtedy też nie wrócił do domu wujek Kuba i kuzyn Lowa. W tym samym mieszkaniu miał też miejsce tragiczny koniec ukochanej babci Marii. W lutym 1943 roku, podczas tzw. Akcji Lutowej schorowana staruszka (pod nieobecność Felicji) została wywleczona z łóżka i zrzucona na ciężarówkę. Skonała podczas transportu.
czytaj więcej
Na niebieskim tle biały rysunek skweru z kilkoma drzewami
skwer felicji raszkin nowak. ul. sitarska
Niewielki skwer, od lutego 2018 roku noszący imię Felicji Raszkin Nowak nie jest miejscem przypadkowym. Po drugiej stronie ulicy Poleskiej rozciąga się ul. Sitarska.
To tutaj w czasie wojny mieszkała Maria z córką Elinor. W małym domu, niedaleko ogrodzenia getta, lecz po aryjskiej stronie. Maria była Niemką i żoną bliskiego kuzyna Felicji - Beno. Z przyczyn oczywistych w trakcie okupacji niemieckiej małżeństwo się rozdzieliło. Beno jako Żyd ukrywał się zaś Maria była stale obserwowana, czy oby nie ma kontaktu z mężem. Pomimo tak trudnej sytuacji Maria wielokrotnie pomagała rodzinie męża.
Felicja odwiedzała ją, kiedy jeszcze wychodziła z getta do pracy na dworcu. Dzięki jej kontaktom Felicja wiedziała, kiedy przy bramie getta stoi przychylny strażnik. Mogła wówczas przenieść jedzenie czy w innym momencie wraz z rodziną wyjść poza getto. Maria i Beno byli skrzynką kontaktową pomiędzy zamkniętymi w getcie Raszkinami a ich przyjaciółmi po aryjskiej stronie.
Ulica Sitarska odegrała też kluczową rolę w czasie, gdy Felicja uciekła z getta i oczekiwała na pomoc ze wsi. To oczekiwanie trwało aż 6 dni a kryjówkę, zupełnie przypadkowo Felicja znalazła w kamienicy naprzeciwko domu Marii. To na Sitarską, 31 sierpnia 1943 roku przyjechał furmanką pan Piotr i szczęśliwie wywiózł Felicję do swojej wsi w Puszczy Knyszyńskiej. W domu p. Piotra Felicja ukrywała się do końca wojny.
czytaj więcej
Na białym tle graficzny rysunek bramy getta
brama do getta. róg kupieckiej/lipowej
Przechodzenie przez bramę gettową było codziennością Felicji aż do kompletnego zamknięcia dzielnicy żydowskiej w listopadzie 1942 roku. Jak wspominała, to najczęściej tędy opuszczała getto, była to bowiem najszybsza droga z jej domu na ulicy Nowy Świat. Bardzo się spieszyła, aby opuścić to smutne, szare i przygnębiające miejsce. Tęskniła za zielenią drzew, Plantami, Zwierzyńcem i plażą w Dojlidach.
„Pragnęłam jak najszybciej wydostać się z getta i najczęściej przekraczałam bramę na Kupieckiej. Tędy też wracałam, jeśli towarzyszyła mi Maryla (koleżanka z pracy w Fabryce Tytoniu). Przy ciężkich wrotach nasze drogi się rozchodziły. Moje miejsce było w getcie, ona szła dalej, lipami wysadzaną ulicą. Stare drzewa przed domem nr 33 zieleniły się jak za czasów mojego dzieciństwa”.
Przechodząc tędy Felicja widziała cerkiew św. Mikołaja do której przed wojną chodziła ich pomoc domowa – Fienia. Niemal naprzeciwko cerkwi stał też dom cenionego kardiologa doktora Kryńskiego. Budynek zaprojektował wujek Felicji Mojsiej Tropp. Był on radnym miejskim i brał czynny udział w unowocześnianiu Białegostoku za czasów wojewody Zyndrama Kościałkowskiego. Dzięki wujkowi, który miał szerokie znajomości wśród inżynierów rodzina dotrwała aż do utworzenia Małego Getta. Mojsiej zapewne zginął wraz z mamą i najbliższą rodziną Felicji na Majdanku.
czytaj więcej
Na niebieskim tle biały rysunek dwupiętrowego budynku fabryki
fabryka ul. włókiennicza
Od 1 listopada 1942 roku getto zostało zmniejszone i uszczelnione. Żydzi nie mogli już wychodzić do pracy na zewnątrz więc rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania zajęcia w getcie. Fela znalazła zatrudnienie w tych samych zakładach krawieckich, gdzie pracowała jej mama. Była to fabryka Oscara Steffena - dorobił się on majątku na pracy Żydów, którym płacił racją chleba… Działalność wytwórcza getta była ogromna. Pracowały zakłady dziewiarskie, szewskie, rymarskie, filcowe, szczotkarskie, stolarskie, tokarskie i wiele innych. Żydzi wierzyli, że zatrudnienie (czyli ich przydatność) to szansa na życie. W 1943 roku, podczas trwającej tydzień Akcji Lutowej Niemcy wywieźli z getta 9 tysięcy ludzi a tysiąc zabili na ulicach. Rzeczywiście – wówczas przeżyli ci którzy byli w swoich zakładach pracy. Ludzie zabierali ze sobą do fabryk dzieci i rodziny. Felicja z matką jednak nie mogły w żaden sposób nakłonić babci do opuszczenia domu. Została w domu, z trzema kuzynkami w prowizorycznej kryjówce. Nigdy się już nie zobaczyły.
W czasie Akcji Lutowej polowanie na ludzi zaczynało się na ulicach getta o 7 rano. Robotnicy wychodzili więc z domu do pracy już o 3 nad ranem. Ulicami szły tłumy. Warsztaty i fabryki nie mogły pomieścić załóg ze wszystkich zmian.
„W Sali, gdzie pracowałyśmy, było prawie trzykrotnie więcej pracowników niż zazwyczaj. Trzeba było upozorować, że wszyscy pracują, przydzielić każdemu jakieś zajęcie (…). Wielkim problemem stały się dzieci, przyprowadzone przez zrozpaczone matki. Najstarsze siedziały przy stołach roboczych, młodsze pod nimi, aby ich nikt nie widział. Maluchy umieszczono w wielkich skrzyniach (…). Zadziwiające w jakiej dyscyplinie te maleństwa zachowywały spokój i porządek.”
czytaj więcej
Na białym tle graficzny rysunek fontanny, za nią budynek Astorii
ulica sienkiewicza
Jedna z głównych arterii Białegostoku przewija się bardzo często we wspomnieniach Felicji Raszkin Nowak. W swoich nastoletnich latach, podczas wakacji w Białymstoku uwielbiała wraz z koleżankami bez końca spacerować ulicą Sienkiewicza. Jako panienka z Warszawy cieszyła się dużym powodzeniem – flirtowała, chodziła do kina i na potańcówki. Żelaznym punktem dnia były przechadzki od Astorii do Kina Apollo.
W czasie okupacji sowieckiej, kiedy rodzina na stałe przeniosła się z Warszawy do Białegostoku Felicja uczęszczała do ósmej klasy przedwojennego Gimnazjum Zeligmana i Dereczyńskiego. Mieściło się ono pod adresem Sienkiewicza 4 i zostało przez Sowietów przemianowane na bezimienny numer.
W tej to szkole nastolatka zaraziła się pasją do gimnastyki. Namiętnie ćwiczyła, brała udział w spartakiadach i zawodach. Niewykluczone, że dobra forma pomogła jej później przetrwać najcięższe nawet prace fizyczne.
Z całą pewnością ul. Sienkiewicza odegrała rolę w ostatecznej ucieczce dziewczyny z getta. Felicja wraz z matką i wujkiem Mojsiejem uniknęli śmierci w Treblince podczas likwidacji getta w sierpniu 1943 roku. Dostali się do grupy 850 osób, które zamknięto w tzw. Małym Getcie. Tej niewielkiej garstce odroczono wyrok śmierci na kilka tygodni. Mieli pracować przy demontażu maszyn i wywożeniu ostatnich łupów ze zlikwidowanego getta. W tym czasie Felicja zdecydowała się na ucieczkę. Miała aryjski wygląd, dobre ubrania i świadectwo chrztu. Miała też wiele szczęścia. Niemiecki strażnik odwrócił głowę, gdy powiedziała, że chce uciec. Wszystko to działo się gdzieś w okolicy Sienkiewicza…
czytaj więcej
Na niebieskim tle biały rysunek rzędu piętrowych kamienic
rynek kościuszki 8. Dom rodzinny raszkinów
W tym domu urodził się i spędził pierwsze lata życia ojciec Felicji – kupiec Jakub Raszkin. Miał dwóch braci Artura i Mila oraz siostrę Salę. Ojciec rodziny, kupiec bławatny – Izaak Raszkin, dziadek Felicji pozostał w jej najwcześniejszych wspomnieniach. Odwiedzał ich w Warszawie i pozwalał sobie gładzić wąsy i spiczastą brodę małą szczoteczką. W pamięci małej Feli pozostała nawet prababcia Rozenblum – jako mówiąca w jidysz staruszka w peruce, stale siedząca w fotelu. Niestety babcia Muszka Raszkin po jej śmierci dość szybko zajęła miejsce matki. Jej choroba, odejście i rozpacz dziadka także odcisnęły się w pamięci wnuczki.
Po śmierci Muszki, kiedy dzieci się rozjechały, dziadek Raszkin został zupełnie sam. Felicja odwiedzała go często i zapamiętała dużo szczegółów:
„Do mieszkania dziadka na Rynku Kościuszki wchodziło się od podwórka, po schodach na długi balkon, który ciągnął się przy ścianie całego domu. Potem w górę na piętro. Schody były drewniane z metalowymi blaszkami przy stopniach i łatwo było się potknąć. Po balkonie nie można było biegać, bo deski się ruszały i wszystko skrzypiało ze starości. Trzymałam się mocno poręczy i bałam się spojrzeć w dół. Nad mieszkaniem było poddasze i tam urządziła się kuzynka tatusia – Etia Rozenblum. Miała kuchnię i duży pokój, a dalej był strych z oknem na Rynek Kościuszki.”
czytaj więcej
Logo Galerii im. SleńdzińskichLogo Miasta Białegostoku
DEKLARACJA DOSTĘPNOŚCI
POLITYKA PRYWATNOŚCI
Materiały zamieszczone na stronie dostępne na licencji: CC BY SA
Logo projektu w kształcie niezapominajki
Skip to content